Potęga podświadomości – Joseph Murphy

„Potęga podświadomości” to książka, co do której mam bardzo mieszane uczucia. Stoi na mojej półce od ponad 10 lat i dopiero ostatnio przeczytałam ją w całości. Przy czwartej próbie.
Po raz pierwszy wydano ją w 1963 roku i myślę, że na tamte czasy była bardzo rewolucyjną pozycją. W książce można znaleźć wiele cytatów z Biblii wraz z ich interpretacją, co wynika z tego, że autor był pastorem i założycielem własnego kościoła w Los Angeles.
Cała książka traktuje o roli naszej podświadomości i o tym, jak możemy ją wykorzystać do osiągania naszych celów i pragnień w życiu. Autor przekonuje o sile podświadomości w walce z chorobami, o jej uzdrawiającej mocy, przytaczając liczne przypadki uzdrowień. I o ile, z tym że nasze nastawienie do choroby ma ogromne znaczenie w procesie walki z nią, się zgadzam, o tyle teoria, że nasze myśli mogą uzdrowić bliskie nam osoby na drugim końcu świata, już jest dla mnie mocno naciągana.
Murphy przekonuje, że jeśli przed snem wydamy naszej podświadomości jakieś polecenie, ona wykona je i wkrótce otrzymasz rozwiązanie swojego problemu. Zachęca również do afirmacji, wizualizacji i modlitw, które to są metodami na pracę z podświadomością. Twierdzi nawet, że dzięki sile podświadomości, można przyciągnąć do swojego życia idealnego partnera.
Podświadomość nie ocenia tego, co jej wpajamy i wszystko przyjmuje za fakt, dlatego tak ważne jest, aby karmić ją jedynie pozytywnymi myślami i unikać wszelkich negatywnych. Ponieważ mamy wolność wyboru i to my kierujemy naszymi myślami, warto skupiać się na rzeczach, których chcemy w życiu, a nie na tym, czego chcemy uniknąć.
No cóż, ja jestem zwolenniczką trochę innego podejścia do życia. Nie przeczę, że podświadomość odgrywa dużą rolę, ale daleka jestem od wielu teorii szerzonych w książce. Gdyby tak łatwo można było osiągać wszystko za pomocą podświadomości, nie byłoby na świecie ludzi chorych i nieszczęśliwych.
Jest jednak jedna ogromna lekcja, którą wyciągnęłam z tej książki. Zaczęłam faktycznie pilnować tego, o czym myślę.
Jakiś czas temu moja mama opowiedziała mi historię swojej koleżanki, która złamała biodro i leży unieruchomiona w domu. Tak mi ta historia zapadła w pamięć, że przez kilka dni nie mogłam przestać sobie wyobrażać, że mojej mamie może się przytrafić to samo. Na szczęście akurat wtedy czytałam tę książkę i bardzo szybko przestałam skupiać się na tej katastroficznej wizji.
I choć nie do końca zgadzam się z wieloma teoriami autora, naprawdę zaczęłam bardziej skupiać się na myślach pozytywnych i ograniczyć wszelkie negatywne. No wiesz, tak na wszelki wypadek 🙂